29 lutego 2008

Większy niż Paryż

Może zacznę od głupiego pytania, czy Wrocław jest dużym miastem? Jadąc tramwajem linii numer 10 z pętli na pętle wydawałoby się że ogromnym. Próba przejechania samochodem z Psiego Pola do Bielan Wrocławskich również daje nam wrażenie życia w metropolii. Chociaż może nie zupełnie w metropolii, gdyż miejscami wycieczka będzie przypominała bardziej wyprawę do trzeciego świata, brudne ulice, koleiny, baraki i niezagospodarowane tereny, tylko dzieci biegnących za samochodem brak. Jednakże wrażenie wielkiego miasta będzie. Tyle jeśli chodzi o wielkość mierzoną długością i szerokością, w sumie prawie 300 kilometrów kwadratowych, więcej niż Paryż, Barcelona czy Frankfurt. Robi wrażenie.

Jak to jest, że na tak dużej powierzchni, tak często spotykamy tych samych ludzi? Chodząc po Rynku, w galeriach, kinach, teatrach, koncertach, kościołach. Oczywiście w grę wchodzi teoria małych społeczności, pomimo życia w tak dużym mieście, spotykamy się głównie z ludźmi z którymi coś nas łączy i tak do kościoła chodzimy z ludźmi z dzielnicy, do teatrów z wąską grupą zapaleńców, na koncerty z ludźmi o podobnym guście. Ale to nadal nie tłumaczy dlaczego idąc do Muzeum Narodowego raz na rok, mamy szansę zobaczyć się z babcią kolegi.

Czy Wrocław jest za mały aby się w nim ukryć? I jednocześnie wystarczający duży by czuć się samotnym w tłumie? Sześćset trzydzieści cztery tysiące sześćset trzydzieści mieszkańców.

24 lutego 2008

Klimat w korkach

Korzystając z dobrodziejstw techniki, siedzę obładowany gadżetami w samochodzie i zastanawia mnie, jaki wpływ na wizerunek metrofaceta ma laptop na kolanach. Bo we Wrocławiu nie ma metroseksualistów, tu są metrofaceci. Nieskrępowani ciasnymi krawatami, nie zniewoleni przez cuda kosmetologii, nieprzekombinowani warszawsko. Po prostu faceci. A że we Wrocławiu nie ma metra? Przynajmniej przedrostek sobie zostawmy. Tak na osłodę. Klimat tego miasta to dopuszcza. Co prawda, klimat ten się niedługo wychłodzi, tak mówi pogodynka. I może po raz kolejny zima zaskoczy drogowców. Póki co jednak, klimat we Wrocławiu jest wiosenny, a wieczorami dodatkowo się ociepla. Osiągając temperaturę wrzenia w większości okołorynkowych lokali, których to ciągle przybywa. W efekcie sumarycznie klimat mamy cieplejszy z roku na rok. Może już niedługo zamiast na Dominikanę latać się będzie do Wrocławia? Lotnisko wytrzyma, tym bardziej że ma być rozbudowane. Ale czy drogi pomieszczą przyjezdnych? Czy może wszystko stanie? Chwileczkę, już stoi! Taki klimat tego miejsca, bez wątpienia. Dzięki korkom, jednak mam czas na skomponowanie wpisu do bloga, razem z innymi głupcami, którzy chcą się z miasta przez Karkonoską wydostać.

23 lutego 2008

Latający plac Bema

Czytając blogi mam często odczucie, że ich autorzy wcale siebie nie czytają. Piszą dla innych, zapominając, że w oryginale blog był pamiętnikiem. Ja za to chętnie bym czytał, problemem jest, że nikt tutaj nie pisze. Ani słowa, nic ... ponad rok ciszy. I na nic wielokrotne odświeżanie strony i apele publiki. Aż do dziś.

Ale do rzeczy - to był bardzo udany rok. Wiele rozpoczętych inwestycji, kilka zakończonych, kilka rozczarowań i dużo radości. Ponieważ marudzić jest najłatwiej, to oddam się goryczy i opiszę moje rozczarowanie inwestycją Ghelamco na placu Bema. Już od czasu projektu (realizacyjnego) było widać, że nie będzie to perła wrocławskiej architektury. Ale na miłość boską, żeby aż tak? Ok. o urodzie nie dyskutujmy, rzecz gustu, ale urbanistycznie przecież to jest potworek. Miał być piękny dziedziniec z kafejkami i wielkomiejskim klimatem (znacie warszawski Metropolitan?), a jest głuche podwórko na które wchodzi się ciasnymi bramami. Klaustrofobicznie, nudno i nieciekawie. Chociaż tyle, że pracownicy Google we Wrocławiu mają gdzie zejść zapalić. Na dodatek cały budynek unosi się metr nad ulicą, co skutkuje najbardziej bezsensownym rozwiązaniem - murkiem z barierką od strony ulicy Bema. Tak zaściankowego rozwiązania próżno szukać na świecie. Tragedia. Wrocław dorobił się kolejnej blizny. Co jednak i tak nie odebrało mu uroku. Nie tak łatwo nas pokonać.

11 grudnia 2006

Śmingus po przerwie.

Witam po przerwie, ledwo blog zaczął działać, a już miesięczna przerwa. Troszkę wstyd, ale wytłumaczenie mam solidne. Ograniczony, bądź utrudniony dostęp do Internetu. Techniki się nie przeskoczy. Za to zmuszony byłem przeskoczyć obfity okres dla Wrocławia. Z czasem do niektórych opuszczonych tematów będę wracał. Bo warto. Na przykład Biuro Promocji Wrocławia zapolowało na ukraińskich studentów, co spotkało się z krytyką. Wygrane wybory bez niespodzianki, co nie znaczy, że bez refleksji. No i uchwalony rekordowy budżet. Ale o tym wszystkim jeszcze porozmawiamy, tymczasem krótko o fenomenie Dolnego Śląska. Jako jedyne województwo zanotowało 6% wzrost pasażerów w pociągach. Dziwne? PKP stara się jak może, żeby podróż koleją utrudnić, a ludzie na złość chcą jeździć. Efekty tego protestu zaczyna już widać. Nowy (od 10 grudnia) rozkład pociągów skończył ze złą, kilkuletnią passą cięcia połączeń. Natomiast nowy marszałek województwa zapowiada utworzenie spółki z PKP Przewozy Regionalne, obsługującej Dolny Śląsk. Wizję znamy, bo już niejednokrotnie nas nią czarowano. Tym razem może się jednak udać, bo nowy marszałek cieszy się opinią solidnego. Jeśli jednak nie, czeka nasz zimny prysznic. Niestety nie w Aquaparku. Prezent prezydenta dla Wrocławian na mikołajki się nie udał. Obecna wieść niesie, że prezent ma być na śmingus-dyngus. Dobre i to.

13 listopada 2006

Prowincja w mieście

Centrum obsługi mieszkańca we Wrocławiu. Pierwszy raz miałem przyjemność. I od razu w sprawie najważniejszej. Otóż oficjalnie miałem zostać wrocławiakiem (wrocławianinem?). Pisząc blog o Wrocławiu, nie wypadało mi być zameldowanym na prowincji .Bo tam, ani klimatu, ani pracy, ani tego osławionego Centrum Obsługi Mieszkańca. Po doswiadczeniach z obdartymi korytarzami prowincjonalnego urzędu miasta, nie spodziewałem się wiele. A tu niespodzianka, błyszczące przestrzenie, przeszklone ubikacje i numerki. Chociaż te, mniej mi się podobają niż prowincjonalne „następny!”. Bo numerki nieubłagane, a sytuacje życiowe różne. W każdym razie Centrum, przyjazne, z wyglądu. Tylko pracownicy, tak samo znudzeni życiem…. jak na prowincji.

05 listopada 2006

Tramwaj w reklamie

Dryn dryn, usłyszałem przechodząc przez przejście dla pieszych. Zrobiłem krok do tyłu i omal nie zostałem stratowany przez wielką reklamę. Na kółkach. Z ludźmi w środku. Z motorniczym. Pantografem. Co jest? To nasze wrocławskie tramwaje. Nośnik reklamowy przemierzający Wrocław wzdłuż i wszerz. Ta sama choroba skórna dotyka również autobusy. Nietylko poczciwe Jelcze, w których zapewne służy do spięcia konstrukcji, aby się nie rozpadła po drodze. Ale również ledwo wyjęte spod igły Volvo 7700A. Rozumiem, że reklama to dorobek kapitalizmu i nieodłączny element postpeerelowskiej kultury. Czy to jednak oznacza, że należy zatapetować całą komunikację miejską? Czy ktoś jeszcze kojarzy Wrocław z niebieskimi tramwajami? Nie, bo te, które jeszcze niebieskie są, giną w tłumie tych, które niebieskie były. A przecież można inaczej, a i sądzę, że majątek, który na reklamach jest zarabiany, nie ucierpiałby. Niech każdy środek transportu we Wrocławiu ma znormalizowaną przestrzeń na swoim boku, przeznaczoną pod reklamy. Taki prostokąt wysoki na kilkadziesiąt centymetrów, a długi na ponad metr. Czy po obu stronach, czy tylko po stronie, gdzie nie ma drzwi, już nieistotne. Gdy pojawią się tramwaje Skody, strona i tak nie będzie miała znaczenia. Reklamy te dzierżawione byłyby na dzień, tydzień, miesiąc. Dając możliwość reklamy aktualnego wydania lokalnej prasy, bądź wydarzenia. Powstałoby więcej i bardziej dynamicznej przestrzeni reklamowej. A ceny za oklejenie całego autobusu lub tramwaju, ustawić zaporowe, żeby nadal było kapitalistycznie.

03 listopada 2006

Manipulacja czy ignorancja (część druga)

Dyskusja o ordynacji trwa, wyrok Trybunału już dziś, a nasi lokalni kandydaci nadal manipulują. Tym razem do tablicy wezwany zostaje Rafał Kubacki. Wcześniej członek Samoobrony, ale skoro tam pierwsze skrzypce już grają, chce zostać szefem Wrocławia pod szyldem PSLu. I co takiego nam ten Pan obiecuje?

„Szybka kolej miejska, tramwaje wodne i zrównanie cen biletów na autobusy pospieszne i normalne”

No i znowu mamy pomysł kolejki. Genialne! Skoro tyle osób o tym mówi, to może warto byłoby taką kolejkę zrobić? Tylko co z PKP? Zajęte budową stacji we Włoszczowej nie jest zainteresowane dzierżawą torów. Ale co tam, temu prezydentowi na pewno uda się to, czego się nie udało poprzednim. O tramwajach wodnych też już słyszałem, tak samo jak o tym, że brakuje dla nich przystani, a pod Mostem Pokoju żeglować można tylko w jednym miejscu, więc zakorkowałaby się nam rzeka. Podsumowując: pomysł dobry, tylko może by tak jakieś konkrety Panie Rafale?

O sali koncertowej na placu Wolności:
„Jej budowa to 200 mln złotych, a roczny koszt utrzymania razem z dużą orkiestrą to kolejne 20 mln zł. Za te same pieniądze otworzyłbym sieć barów mlecznych dla najuboższych, z obiadami za 2,80 lub 3,80 zł”

Komentarz zbędny. Może warto tylko dodać, że koalicja zniosła dopłaty do barów mlecznych. Na złość Kubackiemu. To może nie bary mleczne, tylko jarmark na placu Wolności zrobimy? Tak, aby kupcy mieli gdzie swoje stragany rozłożyć?

„Prezydent Rafał Dutkiewicz nie dotrzymał obietnicy i nie wspiera wrocławskich kupców - uważa jego konkurent w wyścigu o fotel prezydenta miasta Rafał Kubacki popierany przez PSL. Dodał, że urzędnicy zamiast wskazywać miejsca, gdzie kupcy mogliby sprzedawać swoje towary, likwidują targowiska (…) Jako przykład wskazał likwidację targu na placu Grunwaldzkim.”

Nieważne, że kupcy wiedzieli o likwidacji od dawna. Nieważne, że nic nie zrobili w celu zabezpieczenia swojej działalności. Nieistotne, że syf w środku miasta nie przystoi. Ważne, że Dutkiewicz nie dotrzymał obietnicy, bo im tego syfu w inne, bardziej reprezentacyjne miejsce Wrocław nie przeniósł . Najlepiej na swych plecach.