05 listopada 2006

Tramwaj w reklamie

Dryn dryn, usłyszałem przechodząc przez przejście dla pieszych. Zrobiłem krok do tyłu i omal nie zostałem stratowany przez wielką reklamę. Na kółkach. Z ludźmi w środku. Z motorniczym. Pantografem. Co jest? To nasze wrocławskie tramwaje. Nośnik reklamowy przemierzający Wrocław wzdłuż i wszerz. Ta sama choroba skórna dotyka również autobusy. Nietylko poczciwe Jelcze, w których zapewne służy do spięcia konstrukcji, aby się nie rozpadła po drodze. Ale również ledwo wyjęte spod igły Volvo 7700A. Rozumiem, że reklama to dorobek kapitalizmu i nieodłączny element postpeerelowskiej kultury. Czy to jednak oznacza, że należy zatapetować całą komunikację miejską? Czy ktoś jeszcze kojarzy Wrocław z niebieskimi tramwajami? Nie, bo te, które jeszcze niebieskie są, giną w tłumie tych, które niebieskie były. A przecież można inaczej, a i sądzę, że majątek, który na reklamach jest zarabiany, nie ucierpiałby. Niech każdy środek transportu we Wrocławiu ma znormalizowaną przestrzeń na swoim boku, przeznaczoną pod reklamy. Taki prostokąt wysoki na kilkadziesiąt centymetrów, a długi na ponad metr. Czy po obu stronach, czy tylko po stronie, gdzie nie ma drzwi, już nieistotne. Gdy pojawią się tramwaje Skody, strona i tak nie będzie miała znaczenia. Reklamy te dzierżawione byłyby na dzień, tydzień, miesiąc. Dając możliwość reklamy aktualnego wydania lokalnej prasy, bądź wydarzenia. Powstałoby więcej i bardziej dynamicznej przestrzeni reklamowej. A ceny za oklejenie całego autobusu lub tramwaju, ustawić zaporowe, żeby nadal było kapitalistycznie.

Brak komentarzy: